wtorek, 23 lipca 2019

Krótka wyprawa SUPem po Mazurach...

W życiu bywa przewrotnie...

Jednego dnia mąż mówi żonie, że następnego dnia organizuje dla niej wyjazd niespodziankę, żeby mogła chwilkę odpocząć od pracy... żona szczęśliwa.... wieczorem szczęśliwa żona gra na plaży w grę... i urywa więzadło, czy inne cholerstwo w kolanie...

Eh...

Decyzja, co tu robić? Jest rezonans, jest orteza, Anna tak łatwo nie rezygnuje z przyjemności -jedziemy!



Wymaga to wyłącznie lekkiej modyfikacji planu działań...

Jedziemy na Mazury, pierwszy przystanek w miejscowości...


Hmm, a wydawało mi się, że z moim kolanem nie jest aż tak źle, widocznie Stefan uważa inaczej... W każdym razie miejscowość jest urocza, zostajemy zatem na campingu.

W planach wyjazdowych mieliśmy wyprawy na rowerach i eksplorację Mazur na dwóch SUPach. Kontuzja sprawia, że plan lekko modyfikujemy. Z rowerów musimy zrezygnować zupełnie, pozostajemy wyłącznie przy deskach z wiosłami, a w zasadzie przy jednej dużej desce. Zakładamy, że zmieścimy się na niej oboje i to się całkiem super udaje. 

Na pierwszą wyprawę wyruszamy w celu upolowania czegoś do jedzenia.

Znamy na Mazurach smażalnię na wodzie, na jeziorze Szymon, do której w poprzednich latach udawaliśmy się żaglówką. Tym razem płyniemy SUPem. Musimy tylko znaleźć miejsce, żeby dojechać samochodem do wody i jakoś się zwodować. Nigdzie niestety nie ma takiego miejsce, do wody wszędzie daleko, wszędzie gospodarstwa. Udaje się. Stefan po rozmowie z bardzo miłym Panem, którego serdecznie pozdrawiamy, uzyskuje pozwolenie na przejście przez jego gospodarstwo do kładki nad wodą. Zakładamy pianki, pompujemy SUPa, bierzemy wiosła - tak tak, ja też mam wiosło, wprawdzie kajakowe, żeby wiosłować na siedząco, ale ja nie chcę być tylko jak worek kartofli, też chcę coś robić. Nasza pływająca machina prezentuje się następująco: ja siedzę z przodu, z wiosłem kajakowym, Stefan stoi z tyłu z wiosłem SUPowym i pływamy na jednym SUPie razem,. Woo hoo!

Na środku pola

Idziemy kładką wśród trzcin

Wodowanie z pomostu

Przed nami nasza smażalnia;


Prawie u celu

Trzeba przyznać, że wywołaliśmy zdumienie, skąd się wzięliśmy i jak się stało, że jesteśmy na wodzie. Niespodzianka!



Coooo tooo?


Knajpa super, rybka pyszna, bardzo polecamy!

Drugi dzień , no to i druga wyprawa. Mamy ukochane jeziorko w środku lasu, do którego przyjeżdżamy od lat. Zaciszne, właściwie bez ludzi, z nieprawdopodobnie czystą wodą. Jest bardzo głębokie, a widoczność jest niesamowita. Z głębin wyrastają podwodne rośliny, które niesamowicie wyglądają sponad tafli wody. Jest naprawdę pięknie. Piękno tego jeziora polega na tym również, że bardzo mało ludzi o nim wie i przez to nie zdradzimy jego nazwy... zachęcamy do osobistych poszukiwań własnego, tak pięknego miejsca...

Do jeziorka prowadzi ścieżka przez las...

Niebo przepięknie odbija się w wodzie

Krystalicznie czysta woda

Piękna, podwodna roślinność:

Podwodna roślinność








SUPując po jeziorach mamy spostrzeżenie, na które koniecznie należy zwrócić uwagę. Jest to ważna kwestia, dotycząca bezpieczeństwa. 
W kilku miejscach zauważyliśmy, że patrząc pod wodę widać, że dno jeziora jest tuż pod taflą wody. Wygląda jakby było ok 40 cm pod powierzchnią. Zanurzając jednak wiosło, okazuje się, że to nie jest dno - jest to ponad metrowa warstwa mułu, zdradliwie udająca piaseczek. Zeskakakując z deski, czy łódki, możnaby się bardzo zdziwić, że dna jednak nie ma i nogi grzęzną bardzo głęboko pod mułem. Taka kąpiel może zakończyć się tragicznie. Jest to baaaaardzo zdradliwe i trzeba niesamowicie uważać.

Uwaga na "udawane" dno



Po dwóch dniach nasza wyprawa dobiegła końca. Czas wracać do pracy. Wyjazd uważamy za bardzo udany. Na SUPie jesteśmy zupełnie niezależni od wiatru, możemy dopłynąć dokładnie tam, gdzie chcemy, dotrzeć w miejsca, w które bardzo trudno byłoby dotrzeć w inny sposób. Poruszamy się cichutko, dzięki temu można podziwiać zarówno roślinki, zwierzątka z bliskich odległości, relaksować się ciszy i spokoju. Super sprawą jest również to, że mając osobę towarzyszącą, można SUPować nawet, gdy nie jest się do końca sprawnym.

Decha pompowana daje nam też świetne możliwości transportu. Rozpompowany SUP, wraz z pompką i wiosłem, pakujemy w specjalny plecak, który jest w zestawie, a wszystko mieści się do bagażnika. Możemy dotrzeć niemalże wszędzie.

Cudnie, cudnie, cudnie, baaardzo polecamy.


Ania i Stefan
LSURF.pl

3 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Aniu, nadal uważam, że masz lekkie pióro. Pisz, pisz, pisz!
    Świetna relacja, zabrałaś mnie w podróż sentymentalną. Kocham Mazury, wakacje młodości przepływane na jachtach wszelakich. Miejscowość Zgon, nie taka zła, dobrze że w marszrucie Stefana nie było jeziora Śmierć (jest w tych stronach).
    Takie piękne akweny z podwójnym dnem były wtedy dwa: Mała G. i Wielka.
    Ech, miło powspominać.
    A jak mają się więzadła?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Renatka, bardzo dziękuję. Bardzo mi miło, gdy czytam Twój pozytywny komentarz i bardzo go doceniam.

      Więzadło krzyżowe ma cechy całkowitego uszkodzenia... pewnie prędzej czy później skończy się rekonstrukcją. Zobaczymy, co powie ortopeda...

      Buziaki

      Usuń